poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Rozdział 11

Po tych słowach serce mi stanęło. W jednej sekundzie miałam w głowie milion scenariuszy tego co mogło stać się tacie, ktoś mógł wysadzić ich centrum, mogli wjechać na minę, mógł ukąsić  go wąż albo skorpion.
-Co się stało?-Zapytałam pół przytomna.-Czy tata z tego wyjdzie?.-Przed oczami staną mi widok trumny niesionej przez żołnierzy.
-Tata? Twojemu tacie nic nie jest.-Wtedy wszystkie emocje opadły i popłynęły falą łez radości.Odruchowo wciągnęłam telefon i wybrałam numer od taty.Po kilku sygnałach usłyszałam w słuchawce twardy męski głos.
 -Halo?
-Hej tato! Jak się trzymasz?-Zapytałam, lubię rozmawiać z tatą zawsze dodaje mi wtedy otuchy.
-Hej słonko. Ja dobrze a ty jak sobie z tym radzisz?-W jego głosie słyszałam troskę.
-Z czym?-po chwili uświadomiłam sobie ze Edyta miała dla mnie złą wiadomość.Zatkała mnie.-To ty nic nie wiesz? Twoja matka nie żyje.Gdzie ty jesteś że nic nie wiesz?
-U Edyty i... Mariusza-Więcej nie byłam w stanie z siebie wykrzesać.Edyta widząc że z mojej rozmowy z tatą nic więcej nie będzie podeszła do mnie i zabrała mi telefon.
-Halo?No hej, ja się nią zajmę.A ty się trzymaj.-Powiedziała do słuchawki, po czym wysłuchawszy krótkiej odpowiedzi oddała mi telefon.
-Chodź wszystko ci opowiem.-Powiedziała posępnym głosem i wyciągnęła do mnie rękę.Złapałam ją i ruszyłyśmy do salonu.Po policzkach spływały mi świeże łzy.Mimo tego co mama wyprawiała ostatnimi czasy ja dokładnie pamiętałam jaka była kiedyś.Opłakiwałam tą kobietę którą byłą kiedyś.Usiadłyśmy z Edytą na skórzanej kanapie, przykryłam się kocem który na niej leżał, zrobiło mi się nagle bardzo zimno.
-Rozmawiałam z ludźmi ze szpitala , mój numer dostali od babci, spodziewała się że u mnie jesteś.-Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Z babcią też miałam dobry kontakt , to znaczy z babcią od strony taty. Rodzice mamy nie żyją od dwóch lat. Zginęli w wypadku samochodowym, dla mamy to był wielki cios, rok później rozwiedli się z tatą.
-Twoja mama zginęła pod autobusem.-Powiedziała delikatnie.-Była pod wpływem alkoholu. Wbiegła na ulicę pod koła.Długo ja reanimowano.Niestety doznała złamania kości czaszki i wylewu krwi do mózgu. Poza tym mocne uderzenie spowodowało trwałą kontuzję kręgosłupa.
-Muszę tam jechać.-Powiedziałam przez łzy
-W szpitalu powiedzą ci to samo co ja.Moim zdaniem powinnaś jechać teraz z Emilem po jego rzeczy. Potrzebne ci będzie jego towarzystwo.
-Masz rację.-Łzy ciekły mi po policzkach.-Co ja mam teraz zrobić?
-Może zadzwonisz do taty?Moim zdaniem powinnaś sprzedać dom.Twój tata wróci za miesiąc to wtedy z nim zamieszkasz, a póki co mieszkasz ze mną. Jak chcecie to weźcie madzie ze sobą.-Po tym jak skończyła przytuliła mnie mocno.-Wszystko się ułoży zobaczysz.
-Dlaczego ona była taka  głupia?Nie powinnam wyjeżdżać z domu! Dlaczego jaj ja zostawiłam? To wszystko moja wina!-Powiedziałam i wybuchnęłam szlochem.Edyta złapała mnie za ramiona i powiedziała:
-Julita była dorosła! Nie mogłaś jej wiecznie pilnować, to nie twoja wina.
-Moja jakbym została w domu nic złego by się nie stało.-Obwiniałam się przez łzy.
-Przestań! Jak miało się coś stać to i tak by się stało.Julita robiła wszystko żeby to się tak skończyło. Ja wiem, ze jest ci ciężko . Ale pomyśl ze tam gdzie teraz jest jest wolna od tego całego świństwa z jakim miała tu do czynienia.
-Dobra już się ogarniam.Idę do Emila.-Do oczu wciąż napływały mi świeże łzy.Ale starałam się je powstrzymać. Podeszłam pod drzwi łazienki w środku nikogo nie było.Szybko wbiegłam po schodach. Emil właśnie zakładał bluzę. Gdy zobaczył mnie cała zapłakaną oniemiał.Podszedł do mnie,złapał w tali i mocno przytulił.Wiedział, ze w końcu wszystko mu opowiem. Usiadł na fotelu i jednocześnie posadził mnie sobie na kolanach. Wtuliłam mu się w ramie i płakałam , Emil mocno mnie przytulał i głaskał po plecach co jakiś czas całując w czoło. Po jakimś czasie oderwałam się od niego. Wstałam i spojrzałam w lustro na łóżkiem, wyglądałam jak upiór.
-Kochanie pójdę do łazienki, a potem jedziemy. Nie zabieramy Madzi przetłumacz jej to jakoś.-Wydukałam jeszcze trochę szlochając. Emil wstał i złapał mnie za rękę. Razem zeszliśmy na dół. Ja poszłam do toalety a Emil do salonu do Madzi. Wzięłam mleczko do demakijażu i dokładnie się zmyłam. Gdy wyszłam Emil srał już gotowy do wyjścia. Szybko wciągnęłam kozaki za kolana i założyłam beżowy płaszcz. Na szyję założyłam komin i wzięłam torebką. Emil chyba trafnie wytłumaczył Madzi ze nie może z nami jechać bo nie narzekała, przynajmniej nie było nic słychać. Poszliśmy do samochodu i wsiedliśmy. Rozsiadłam się w fotelu i patrzyłam przez okno.Gdy odjechaliśmy kawałek od domu powiedziałam do Emila.
-Kochanie wziąłeś papierosy?-Paliłam rzadko, tylko gdy stało się coś naprawdę złego.Podął mi je bez słowa.Wyciągnęłam jednego wraz z zapalniczką. Zaciągnęłam się mocno i wypuściłam dym z ust.Odkręciłam szybę żeby nie zasmrodzić całego samochodu.Dopaliłam papierosa i wyrzuciłam niedopałek przez okno. Zaczerpnęłam z rozkoszą świeżego powietrza i zakręciłam szybę.Potrzebowałam odprężenia, jakiejś dzikiej imprezy z litrami alkoholu.Pewnie wydaje się to dziwne, przed niespełna pół godziny dowiedziałam się że moja matka alkoholiczka nie żyje, a teraz sama  chciałam się upić.jednak po tym wszystkim co matka wyprawiała  przez ostatnie miesiące, byłam jakaś obojętna na to co się stało.Pierwszy szok już miną. Edyta miała rację, moja matka ostatnio robiła wszystko żeby ze sobą skończyć.Miałam świadomość że łzy i rozpacz nie zmienią obecnej sytuacji, nie cofną czasu.Podczas ostatnich miesięcy ja stopniowo traciłam matkę, pewnie dlatego aż tak mocno nie uderzyło mnie to co się stało. Po prostu ostatnio ja już nie miałam matki,miałam tyrana który ciągle coś od ode mnie chciał sam nie dając nic. Potrzebowałam odprężenia. Wygrzebałam telefon z toby i napisałam SMS-a do Pati.
"Dzika impreza co ty na to?" i wcisnęłam wyślij. Po chwili na ekranie mojego Black Berry pojawiła się informacja o nowej wiadomości. Otworzyłam ja z uśmiechem, jakby ktoś mnie teraz zobaczył pomyślał by że postradałam zmysły albo jeszcze coś gorszego.Ale ja się po prostu uwolniłam. Los odebrał mi matkę która sama odsuwała się ode mnie stając mi się zupełnie obca. Jakbym dostałą wiadomość o śmierci mamy kilka miesięcy temu zalewałabym się teraz łzami. Dzięki temu co ona wyprawiała ostatnio stałam się silniejsza- to zawdzięczam ostatnim miesiącom z matką. Wykruszała się z mojego serca stopniowo, ostatecznie gdy pojechałam po rzeczy a ona nawet nie próbowała mnie zatrzymać  , cicho liczyłam że jednak tak zrobi. No cóż przeliczyłam się.
_______________________________________
Przepraszam za lekkie opóźnienie ale wczorajszy dzień był strasznie zabiegany. No cóż liczę na komentarze. Trzymajcie się ;)

sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział 10

Rozejrzałam się po pokoju, był różowy i niezbyt duży.Wszędzie było pełno zabawek.
-Malutka idziemy do Emila na dwór? 
-Tak na dwól!-Wzięłam z jej szafki rajstopki i polarową bluzę.Ruszyłyśmy przez krótki korytarz do Sypialni Edyty i Mariusza, posadziłam małą na łóżku i ubrałam ja w to co wzięłam z szafki. Na dole założyłam jej różowy kombinezon czapkę, szalik, buty i rękawiczki.Potem sama się ubrałam i wyszłyśmy.Na udeptanym śniegu stały sanki na których posadziłam Madzię i pojechałam z nią na podwórku. Pod garażem Mariusz z Emilem palili papierosy. Madzia zaczęła piszczeć ze szczęścia i wyciągać łapki. Kiedy Emil to zobaczył zgasił papierosa i uśmiechnięty podszedł do nas i wziął Madzię.na ręce i podrzucił do góry, mała strasznie się śmiała. Gdy skończyli Emil mocna ja przytulił i posadził sobie na boku.
-Będę za wami tęsknił, a za tobą najbardziej.-Powiedział czuło spoglądając w moje oczy.
-Pójdziemy na spacer?-Spytałam łapiąc go za rękę.Posadził Madzie na sankach i złapał za sznurek. Zaczęliśmy iść, śnieg który spadał w nicy trzeszczał pod płozami.
-Nie jedź.-Powiedziałam prosząco.
-Muszę.
-Nie musisz.
-Co ty opowiadasz?
-Rozmawiałam z Edytą i twoim tatą, obydwoje nie maja nic przeciwko. Madzia cie lubi.Proszę zostań.Ja nie wytrzymam bez ciebie. Błagam nie daj się prosić.
-Naprawdę to załatwiłaś?
-No tak, zostaniesz?
-Oczywiście że tak.
-Super!-Krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyje-Jesteś kochany! Musimy jechać po twoje rzeczy.Powiedziałam twojemu tacie że dziś przyjedziemy.
-Nie jeździe!-Powiedziała dotychczas cicha Madzia.
-Madziu wrócimy-Powiedział Emil.
-Ja ź wami.-Powiedziała , Emil spojrzał na mnie a ja skinęłam głową i powiedziałam do Madzi:
-Zapytamy mamy dobrze?
-Tak.-Powiedziała zdecydowana.
-Chodźmy-Złapałam mojego skarba za rękę i poszliśmy do domu. Nie byliśmy daleko wiec szybko byliśmy pod domem. Emil wziął Madzie i weszliśmy.Małej uśmiech nie znikał z twarzy . W przedpokoju zdjęliśmy buty i poszliśmy do kuchni gdzie Edyta przygotowywała obiad.
-Mamo, jadę!-Krzyknęła Madzia gdy tylko  przekroczyliśmy próg.Spojrzeliśmy po sobie z Emilem i zaczęliśmy się śmiać.
-Gdzie jedziesz myszko?-Zapytała Edyta.
-Z Zuzia. Daleko. Ale mamo nie martw się ja wlucę do ciebie.-Jak to usłyszałam myślałam ze pęknę.Złapałam Emila mocno za rękę żeby nie zaśmiać się za głośno.Tłumiąc śmiech powiedziałam:
-Jedziemy po rzeczy Emila a małą się uparła ,że jedzie z nami. Nie masz nic przeciwko prawda?
-Jak chcecie to może jechać z wami. Tylko najpierw coś zjedźcie.
-Dobra, długo jeszcze do obiadu?
-Jeszcze ok, pół godziny.
-Dobra to ja idę się ogarnąć.-Powiedziałam.Puściłam rękę Emila, powiesiłam kurtkę na wieszaki niedaleko kuchni i poszłam na górę.Emil poszedł w moje ślady.Gdy weszliśmy do pokoju  który tymczasowo zajmowaliśmy, Emil złapał mnie w tali i obrócił w swoją stronę. Pocałował mnie bardzo namiętnie.
-Ty mnie kurde naprawdę kochasz.-Powiedział głęboko spoglądając mi w oczy.
-Brawo. Odkryłeś Amerykę po prostu.-Powiedziałam i wspięłam się na palce żeby go pocałować, ułatwił mi to  pochylając się lekko. Nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez niego.Utonęłam na długo w jego miękkich wargach.Jakiś cichutki głos w środku podpowiadał mi że należy się ogarnąć. Z wielkim bólem oderwałam się od mojego skarba.
-Muszę iść się myć.
-Pójdę  z tobą.
-Bardzo chętnie ale nie za bardzo wypada kochanie. Niestety. Ty zostań a ja się szybko ogarnę i wracam.-Powiedziałam i lekko pchnęłam Emila na kanapę. Wyciągnęłam  czarne leginsy i sweterek. Potem poszłam do sypialni i wzięłam z szafki ręczniki.Jeszcze raz wróciłam do walizki po kosmetyczkę i zeszłam na dół. W łazience rozebrałam się i weszłam do wanny. Zerknęłam na niewielka fałdkę tłuszczu na moim brzuchu.Emil  twierdził że ja uwielbia a ja i tak wiedziałam swoje-trzeba się jej pozbyć.
Po kąpieli umyłam zęby i ubrałam się i wzięłam za suszenie włosów. Po czym wpadła mi do rąk pianka i lokówka. Zrobiłam sobie śliczne loczki i utrwaliłam je lakierem. Potem nałożyłam nieco kolektora i podkład, puder,nad rzęsami zrobiłam delikatną kresę i pociągnęłam rzęsy tuszem.Przejrzałam się ostatni raz i wyszłam z łazienki.Poszłam do salonu po Madzię, siedziała na środku w samych rajstopkach i polarze bawiąc się zabawkami.
-Hej ślicznotko.-Powiedziałam do niej stojąc w progu.-Idziemy na górę?
-Tak-Powiedziała podnosząc się z podłogi.Podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.-Chodź.
Poszłyśmy na górę. Weszłyśmy do salonu i zobaczyłyśmy Emila leżącego na łóżku.
-Już po kąpieli? Ślicznie wyglądasz, lubię jak masz pokręcone włosy.-Powiedział wstając po czym złapał Madzię i podrzucił do góry.-A ty jesteś piękna.Teraz ja idę się umyć-Dał mi małą i pocałował mnie w czoło.Poszłyśmy za nim. On wszedł do łazienki a my poszłyśmy do kuchni. na stole stały talerze z pomidorówką a Edyta rozmawiała przez telefon.Usiadłyśmy z małą do stołu.Po skończonej rozmowie spojrzała na mnie poważnie. Od razu w głowie zaświtała mi myśl że coś stało się tacie.
-Zuzia mam złe wiadomości.-Powiedziała poważnie.
_______________________________________________
Kochani(piszę w liczbie mnogiej bo mam nadzieję kilkoro chociaż to czyta) rozdział jest. Proszę zostawcie chociaż krótki komentarz. Od razu będzie mi milej:) Pozdrawiam trzymajcie się.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozdział 9

Kochałam Emila najbardziej na świecie. Nie było słów które mogły by opisać to co czuję.Ja go wręcz  wielbiłam.
-Emil.
-Tak?
-Kochasz mnie?-Zapytałam lekko zmieszana.
-Zuza co to za głupie pytanie? Jasne ze tak. Każda chwila z tobą jest dla mnie magiczna. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. A ty mnie trochę kochasz?
-Ja cię wręcz ubóstwiam, aż wstyd się przyznać ale jestem od ciebie trochę uzależniona.-Gdy skończyłam położyłam dłonie na jego pięknej twarzy i pocałowałam go.Nasze języki tańczyły jakby do melodii którą zakochani znają od wieków.
-Mówiłem ci kiedyś ile dla mnie znaczysz?
-Tak ,tylko z milion razy.Wstań proszę  .-Sama zeszłam z łózka i stanęłam przed nim. Obielam go rękami za szyje i po prostu przytuliłam się do jego piersi.W jego ramionach zawsze czułam się bezpiecznie i wierzyłam w lepsze jutro. Serce krajało mi się na myśl, że miał dziś wyjechać.Nagle jednak do głowy wpadł mi pewien pomysł.Nie chciałam go na razie zdradzać Emilowi, musiałam go przedyskutować z Edytą.
-Kochanie czy mogę mieć do ciebie prośbę?- Zapytałam podnosząc oczy.
-Jasne.
-Zostań chociaż do południa dobrze?
-Ok w końcu kilka godzin mnie nie zbawi.Jesteś głodna?
-Jak wilk.-Emil uśmiechną się szeroko, pocałował mnie w czoło i podał tacę ze śniadaniem.
***
Po posiłku Emil poszedł pomóc w czymś Mariuszowi. A ja poszłam do Edyty. Krzątała się po kuchni a Madzia siedziała na krześle z lalką na kolanach i coś jej zawzięcie tłumaczyła.
-Dzień dobry.-Powiedziałam uśmiechając się szeroko. Kiedy Madzia mnie zobaczyła posadziła lalkę na stole i skoczyła do mnie. A ja wzięłam ja na ręce i zaczęłam się obracać, a potem posadziłam ja sobie na biodrze.
-Hej śliczna.Co tam?
-Dobźe, Doble sniadanie?
-Pyszne.Posłuchaj lubisz Emila?
-Tak. Jeśt fajny i ładny.-Powiedziała uśmiechając się szeroko. A ja myślałam ze zejdę ze śmiechu. Gdy już sie opanowałam zwróciłam się do Edyty.
-Posłuchaj czy Emil wam nie przeszkadza?
-No jasne że nie. Pomaga Mariuszowi, bawi się z Madzią.Jest spoko, dlaczego pytasz?
-Nie było by problemem jakby te ferie spędził u was? Bo ja chyba umrę jak go tu nie będzie. A on pomaga Mariuszowi i Madzia go lubi.
-No jasne ze może zostać. O ile jego rodzice nie mają nic przeciwko.
-Tylko Emil jeszcze nic o tym nie wie, więc nic mu nie mów dopóki tego nie ogarnę. Idę zadzwonić do jego taty. Madzia idziesz ze mną?
-Tak .-Powiedziała uśmiechając się uroczo.Więc poszłyśmy na górę. W środkowym pokoju leżały nasze telefony. Wzięłam ten należący do Emila i zadzwoniłam do jego taty.Poszłam z Madzią do jej pokoiku z zabawkami i posadziłam ją na dywanie.Od razu zajęła się zabawkami a ja usłyszałam głos w słuchawce.
-Halo.
-Dzień dobry Zuzia z tej strony.
-O hej, co tam u was?Kiedy Emil ma zamiar wrócić do domu?
-Ja właśnie w tej sprawie.Emil ma zamiar wracać dzisiaj ale mi nie za bardzo się to podoba.Czy mógłby zostać ze mną do końca ferii?Edyta nie ma nic przeciwko.Potem wróci do szkoły.-Emil z powodów zdrowotnych rozpoczął pierwszą klasę podstawówki później. Więc jesteśmy w równoległych klasach.
-No skoro twoja ciocia się zgodziła to może zostać.Tyle że on nie ma żądnych ubrań.
-Wiem właśnie. Tak sobie myślałam, że dziś przyjedziemy to się spakuje.
-No dobrze to czekamy.Tylko bądźcie rozsądni i ostrożnie jedźcie.
-Dobrze, dziękuję.Do widzenia.
-Pa Zuziu-Rozłączyłam się z wielkim uśmiechem.
___________________________________________________________
Oto mój wielki powrót. Mam nadzieję że nie macie do mnie wielkiego żalu za tak długą nieobecność. Proszę o komentarze. Następny rozdział za tydzień. Trzymajcie sie :*

-




poniedziałek, 31 października 2011

Rozdział 8

Co noc wspomnienia uderzały ze zdwojoną siłą, ta sama bezradność. Zawsze zaczynało się tak samo niewinnie. Byłam na wakacjach u u mojej dalekiej rodziny. Cioci mojego taty bodajże w Czechach. Mimo tego ze z ciocią Jagodą nie widywałam się za często to miałyśmy bardzo dobry kontakt. Mieszkali w niewielkiej wsi koło Pragi. Mieli dwoje dzieci, pięcioletnią Józie i trzymiesięcznego Jasia. Pewnego dnia po obiedzie Jagoda zaproponowała żebym wzięła maluchy na spacer. Zgodziłam się oczywiście. Nie szłam z nimi daleko. Kawałek od domu Jaś zaczął marudzić więc zjechałam wózkiem na bok i wyciągnęłam malucha. Józia grzecznie trzymała się wózka. W pewnym momencie zobaczyła motylka i pobiegła za nim w pole.Krzyknęłam tylko żeby nie odbiegała daleko. Stałam z  Jasiem na rekach tyłem do drogi spoglądając na Józię. Nagle usłyszałam głośny pisk opon, prosto na nas jechał samochód. Widząc go szybko odskoczyłam na bok. Potknęłam się i upadłam na plecy uderzając głową się w głowę. Jednak nie myślałam wtedy o sobie. Samochód  na szczęście zatrzymał się w rowie i nie wyjechał na pole na którym była Józia. Mała szybko przybiegła do mnie i zaczęła krzyczeć czy wszystko dobrze. Wstałam dość niezgrabnie z Jasiem an rękach. Mały bardzo płakał. Starałam się go  uspokoić jednak bezskutecznie. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po Jagodę , następnie po karetkę i policję.   zawołałam do siebie Józię i sprawdziłam czy nic jej nie jest, zapewniała mnie ze nie. Jednak Jasio nadal bardzo płakał. Chwilę po moim telefonie  na miejscu zjawiła się Jagoda. Dałam jej Jasia a sama wzięłam Józię an ręce. Po jej zakurzonej twarzyczce spływały łzy pozostawiając po sobie długie smugi.
-Nie płacz, przecież nic się nie stało.-Pocieszałam ją.
-Tak nam się wydaje.-Powiedziała.. To dziecko zawsze mnie zadziwiało. Była bardzo dojrzała jak na swój wiek, wręcz za bardzo. Zastanawiałam się jaka będzie jak dorośnie. Moje przemyślenia przerwał przeciągły dźwięk syreny karetki. Szybko wysiedli z niej sanitariusze i zaczęli dopytywać co się stało.A oni wzięli Jasia i Jagodę do karetki. W tym momencie pojawiła się policja. Spisali numery rejestracyjne auta, wylegitymowawszy mężczyznę i spisali moje zeznania. Karetka razem z Jasiem i ciocią pojechała do szpitala. Policja zabrała mężczyznę, a ja z Józią udałyśmy się do domu. Siedziałyśmy przytulone do siebie i na zmianę płakałyśmy. 
-Pomódlmy się.-Powiedziała mała.
-Dobrze.-Z zapłakanymi oczami i chlipiąc od czasu do czasu modliłyśmy się. W końcu usłyszałyśmy dźwięk wjeżdżającego na podwórko auta. Ruszyłyśmy z Józią w stronę drzwi. Jagoda właśnie wchodziła zapłakana do domu. Była sama, domyślałam się najgorszego. Posłałam jej znaczące spojrzenie.
-Zmarł na skutek mocnego urazu czaszki.-Powiedziała i zaniosła się płaczem.Mała podeszła do niej i przytuliła jej nogę. Wiedziała co się stało, ona wcześniej to przeczuwała..Powoli osunęłam się na podłogę. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać.
Ten sen zawsze wyglądał bardzo realistycznie. Co noc odczuwałam ten sam ból i te same emocje.W  Czechach nie byłam od trzech lat. Obudziłam się zapłakana. Sięgnęłam po butelkę coca-coli którą miałam przy łóżku . To było moje lekarstwo na en koszmar. Wypiłam spory łyk i przytuliłam się do Emila. Zasnęłam, zawsze zasypiałam.
Rano obudziłam się około dziesiątej. Rozejrzałam się po pokoju, byłam sama.Przez okno wlewały się odbijanie od śniegu promyki słońca. Jeszcze na chwilę przytuliłam się do poduchy .Po chwili  jednak na schodach rozległy się kroki.Podniosłam się , to Emil ze śniadaniem na tacy.
-Dzień dobry.-Powiedział odstawiając mój posiłek na stolik.Położył się obok mnie i namiętnie pocałował.
-Cześć słoneczko.-Powiedziałam Uśmiechnięta. Nocne koszmary poszły w zapomnienie. Przytuliłam się do mojego skarba.
-Niedługo muszę jechać.
-Wiem .-Powiedziałam smutna.
-Nie smuć się niedługo di ciebie przyjadę.-Powiedział i pocałował mnie w czoło.
-Wiem.-Rzekłam śmiejąc się.
-Kochanie jedź ze mną.-
 -Wiesz że nie mogę.

środa, 26 października 2011

Rozdział 7

ten dzień miną mi strasznie szybko. Właśnie leżymy z Emilem w łóżku, obejmuje mnie ramieniem a jak mam ręce na jego torsie. Jednak myślami jestem w ogóle gdzie indziej. Rozmyślam o tym dniu w którym poznałam Emila.
-Pamiętasz jak się poznaliśmy?-Szepnęłam.
-Tak i nigdy nie zapomnę.- Automatycznie przed oczami staną mi ten obraz: zatłoczona dyskoteka,światła, dym, muzyka. Jak zawsze gdy tańczyłam dawałam z siebie wszystko, w pewnym momencie koleżanka zaciągnęła mnie o baru, nie chciałam nic do picia. Gdy ona czekała na drinka na końcu lady zobaczyłam postać. Siedział sam przechylając kieliszek. Ponieważ z powodu nadmiaru wrażeń mój mózg nie funkcjonował prawidłowo podeszłam do nieznajomego.
-Hej Zuza jestem a ty?
-Emil.
-Co tak sam tak sam siedzisz?

-Czekam aż jakaś ładna dziewczyna mnie poderwie.
-Usatysfakcjonowany?
-Tak. Chodź na parkiet.
Tańczył wspaniale.Po dyskotece razem z moją kumpelą Pati odwiozłyśmy go do domu. Na sam koniec pocałowałam go w policzek i dałam swój numer telefonu. Następnego dnia dostałam SMS-a "Dzięki za transport." Tak to się zaczęło.
-Kocham cię księrzniczko.-Szepną mi we włosy wyrywając mnie z zadumy.
-ja ciebie bardziej.-Powiedziałam i namiętnie pocałowałam go w usta.Znów odpłynęłam, przypomniał mi się nasz pierwszy pocałunek.Czerwic, gorący wietrzyk, park nad jeziorem. Szliśmy rozmawiając i śmiejąc się. W pewnym momencie spojrzałam na tafle wody, pamiętam ze, zaniemówiłam. W jeziorze pięknie odbijały się Księżyc i gwiazdy. Stałam zakochana w tym widoku. Nagle poczułam ciepłe ręce na policzkach, spojżałam w górę i natrafiłam na na oczy Emila. Patrzył na mnie z roztkliwieniem. Zbliżyłam swoje wargi do jego ust i wybuchną ogień.
-O czym tak myślisz?-Zapytał ponownie wyrywając mnie z zamyślenia.
-O nas. Dokładniej o  początkach.-Powiedziałam uśmiechając się. Odwzajemnił uśmiech.
- Wiesz że jutro muszę wracać do Olsztyna?-Powiedział pochmurniejąc.
-Nic nie musisz, zostań.-Powiedziałam z nadzieją.
-Jak ty to sobie wyobrażasz?-Miał rację nie  potrafiłam sobie tego wyobrazić.
-W sumie masz rację.-Przypomniało mi się nasze pierwsze rozstanie. Jechał wtedy z ojcem do Niemiec. Znaliśmy się wtedy od dwóch miesięcy. Pamiętam jaki żal panował w moim sercu. Teraz na samą myśl o rozłące łza zakręciła mi się w oku i spłynęła po policzku. Emil starł ja szybko i pocałował w czoło.
-Będę do ciebie przyjeżdżał.
-Obiecujesz?-Byłam bliska płaczu.
Tak księżniczko.jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na świecie.Tylko jedna kobietę kochał tak bardzo jak ciebie.
-Kogo?
-Naszą córeczkę.W przyszłości.Śpij już kochanie, ale przed snem mnie pocałuj.
Podniosłam się i namiętnie pocałowałam go w usta czułam ogień w każdej komórce mojego ciała osobno.Nie wiedziałam nawet w którym momencie a leżałam już na nim.
-Nie teraz.-Szepnęłam.
-Dobrze.Śpij.Powiedział całując mnie w czoło i bardzo delikatnie przywrócił mnie do poprzedniej pozycji.Bardzo szybko zasnęłam, to wszystko co zdarzyło się na przełomie ostatnich dwóch dni strasznie mnie wyczerpało. Jednak nie mogłam się wyspać. Znów męczył mnie ten sam sen co od trzech lat.Zawsze był taki sam, tak samo przerażający. Za każdym razem  wywoływał większe wyrzuty sumienia.
______________________________________________-
No to tyle na dziś. Przepraszam ze tak długo nie pisałam. Rozdział byłby w poniedziałek gdyby nie mój kochany laptop. Wyszedł trochę retrospekcyjny ale takie też muszą być. Strasznie krudki ale to był idealny moment żeby skończyć. Następny w sobotę lub niedzielę. Całuję:*

wtorek, 18 października 2011

Rozdział 6

Mimo wiru pakowania w podświadomości wciąż czaiło się pytanie: "Gdzie Edyta?". Nagle jakby odpowiedź, na dole rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.Rzuciłam ostatnią bluzkę jaka została do spakowania i pobiegłam na dół.W korytarzu stała moja matka z pozostałościami po wazonie w ręku, na podłodze leżał nieprzytomny mężczyzna.
-Gdzie Edyta?-Rzuciłam. Miałam gdzieś tego gościa. Mógł nie spać z moją matką.
-Na dworze.-Odparła obojętnie i poszła do kuchni. Pobiegłam na górę.Wzięłam  tyle ile tylko dałam radę i poszłam do auta. Miałam trzy torby podróżne, walizkę i torbę Mariusza.Gdy zniosłam ostatnią turę do auta przypomniałam sobie o gościu na podłodze.Wbiegłam do do domu tylko on tam ie leżał, znów miział się z moją matką. To było mega dziwne, ale machnęłam ręką i pobiegłam do pokoju.Ostatni raz rzuciłam okiem na pomieszczenie z którego praktycznie nie wychodziłam przez ostatni rok.Jedyne za czym będę tęsknić najbardziej to ten pokój. Jak tata wróci to przewiezie meble. Teraz jednak nie mogłam pozwolić by matka się tu zadomowiła. Wyszłam i przekręciłam klucz w drzwiach. Jednak nie schowałam go za obrazek, jak nie będzie mnie miesiąc to matka go w końcu znajdzie.Założyłam go sobie na łańcuszek. Miałam na nim teraz cztery rzeczy: diamentowe serduszko od taty, medalik który dostałam na komunie, kostkę do gitary Emila i klucz do pokoju. Zbiegłam po schodach i wyszłam nawet nie patrząc na matkę. Trzasnęłam drzwiami i ruszyłam w stronę auta. Wsiadłam i Edyta ruszyła.
-Jak się czujesz?-Spytała z  troską.
-Dobrze mam pomysł jedzmy  na kawę a potem na te zakupy.
-Dobra, w sumie zjadłabym coś, co powiesz na obiad?
-Spoko, znam fajną restaurację niedaleko, byłam tam z Emilem na pierwszej randce.
-Jak tam dojechać?-Wyjaśniłam co i jak, i po pięciu minutach byłyśmy na miejscu.
***
Zakupy poszły świetnie. Muszę przyznać że poprawiły mi humor.W drodze powrotnej do Raszonga byłam szczęśliwa, ponieważ zakończyłam ten najgorszy okres. Byłam teraz pełna optymistycznych perspektyw.Wesoło rozmawiałam z Madzią i było świetnie. Po około godzinie byłyśmy na miejscu.Mariusz wraz z Emilem krzątali się po podwórku.Cieszył mnie ten widok.Po wyprowadzce od matki byłam bardzo optymistycznie nastawiona do świata.Po prostu chciało mi się tańczyć.
>>.<<
Po wniesieniu wszystkich rzeczy do piwnicy poszłam do kuchni.Pani Ania krzątała się po pomieszczeniu.
-Dzień dobry. Jak pachnie.
-Ach dziękuje, rozbieraj sie i myj ręce zaraz obiad.-Poszłam zrobić co trzeba.Gdy wróciłam przy stole nadal było pusto.
-Mogę w czymś pomóc?-Zapytałam Panią Anię.
-Rozstaw talerze i sztućce.- Dokładnie nakryłam do stołu i  poszłam do pokoju gdzie była Madzia.Mała siedziała na środku pokoju i bawiła się nowymi zabawkami.
-Choć umyjemy rączki.-Powiedziałam wyciągając dłoń w jej stronę.  Chwyciła mnie za palce i żwawo pomaszerowała przez kuchnię od łazienki.Gdy wróciłyśmy w kuchni nadal nikogo nie było.
-Gdzi mam?-Zapytałam Madzia patrząc na mnie swoimi wielkimi  oczami.
-Chodź  poszukamy jej.-Powiedziałam zachęcająco.-Prowadź.- Madzia podążyła ku schodom na górę, zastałyśmy Edytę w środkowym pokoju grzebiącą w półce.
-Mamooo cio łobiś?
-Miejsce w półkach dla Zuzi.-powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Nie będę zajmować żadnych półek.-Powiedziałam stanowczo.
-Bendźeś!-Krzyknęła Madzia i tupnęła nóżką co spowodowało że straciła równowagę. Złą pałam ją w ostatniej chwili.
-Uważaj księżniczko.Dobra Edyta choć obiad.
-Zostaw Madzię idź po chłopaków.
-Ja teź idem.
-Mała jest zimno.
-Momoo!
-Nie Madzia zachorujesz pomożesz mi w porządkach.
-Dobźe.
Zeszłam na dół ubrałam się i wyszłam na dwór.Emil i Mariusz stali pod garażem paląc papierosy. Przewróciłam oczami  i poszłam do nich.
-Hej śliczna.-Powiedział Emil widząc mnie.
-Hej.Obiad jest zapraszam.-Powiedziałam obejmując go w pasie.
-Dobra dopalimy i przyjdziemy-Wtrącił Mariusz.
-Czekamy na was.
____________________________________________________________-
No i jest następny. Wiem że rzadko dodawałam postaram się poprawić. Przepraszam  tez za tą aferę z ostatnią notką. Ostatnio pisanie idzie mi strasznie wolno.Następny niebawem.

sobota, 8 października 2011

Notka

Hej! Wiem że rozdział  powinien pojawić się dzisiaj ale się nie pojawi:) Za mało komentarzy pod poprzednim.Komentujcie tamten to będzie następny:)